wczytywanie

Palmy wielkanocne

Wierzono, a dowody tej wiary spotyka się po dziś dzień, w szczególną moc poświęconych bazi zdobiących palmy. Wszak był to pradawny symbol odrodzenia życia i przebudzenia przyrody z zimowego snu.

Niespełna 30 km dzieli Lipnicę Murowaną od Szczyrzyca, w którym palmy nazywane są... „kociankami”.
W artykule pt. „Zwyczaje wiosenne mieszkańców ziemi szczyrzyckiej”, opublikowanym na łamach „Kuriera z Jodłownika” (4/2003), tak o nich i ich symbolice pisze Halina Matykiewicz, na podstawie materiałów zebranych przez Walerię Cudek.

W ich skład wchodziły: gałązki wierzby, bazie, leszczyna, kokocyna, ciamarysek i palma (sitowie - przyp. red.) rosnąca na bagnach i stawach. Wszystkie te elementy, z wyjątkiem palmy, układało się sztukując, aby były wysokie. W środek chłopcy wkładali tyczkę, która chroniła przed wyginaniem się.

Kocianki obwiązywało się co kilkanaście centymetrów batem splecionym z nici lnianych. Obwiązań musiało być 14, co symbolizowało 14 stacji Drogi Krzyżowej.
Na wierzchołku kocianki umieszczało się palmę w postaci wiechy, przystrojonej kwiatami polnymi i ogrodowymi wykonanymi z bibuły. Ku dołowi zwisały różnej długości, kolorowe, bibułkowe wstążki.
Po powrocie do domu, chłopcy wchodzili z kociankami do obory i trzykrotnie uderzali bydło. Miało to przynieść w hodowli szczęście.
Kocianki ustawiano potem w stodole lub na boisku (boiskiem nazywano główną część stodoły - przyp. red.) i tam czekały do Wielkiego Czwartku.

(…) W Wielki Czwartek (...) wieczorem, po nabożeństwie, cała rodzina siadała przy stole, na którym gospodarz układał rozwiązane kocianki. Na stole leżał też przetak, a w nim chleb. Każdy domownik wykonywał jeden krzyżyk, ozdabiał go kwiatami i wstążeczkami, po czym wkładał do przetaka.
Wczesnym rankiem w Wielki Piątek, chłopcy roznosili krzyżyki, wbijając je w każdą połać pola. Przybijali je też nad drzwiami wszystkich zabudowań gospodarczych. Chodząc po polach uderzali rytmicznie drewnianymi terkotkami i śpiewali. Baty, którymi obwiązywano kocianki, przeznaczano do poganiania w polu koni i wołów.
Dawniej kocianki nosili starsi chłopcy. Ambicją każdego było, aby jego kocianki były najwyższe.

Nazwę „kocianki” należy zapewne wywodzić od bazi, potocznie i dość powszechnie zwanych w różnych regionach kraju „kotkami”.

Warto jednak zwrócić uwagę na gwarowe nazwy dwóch krzewów, których gałązki służą do ozdabiania szczyrzyckich (zapewne także nie tylko szczyrzyckich) palm. To „kokocyna” i „ciamarysek”.

„Kokocyna” (inaczej: krzew konwaliowy), właściwe: kłokoczka południowa (łac. Staphylea pinnata) jest krzewem ogrodowym kwitnącym w maju białoróżowymi kwiatkami zebranymi w grona, przypominającymi nieco z wyglądu konwalię.
Swą cudowną moc - jak głosi legenda - zawdzięcza rozwinięciu się z  laski pielgrzymiej świętego Jakuba. Przypisywano jej moc obrony ludzi przed złymi duchami i czarami a jej posiadanie w ogrodzie miało zapewniać szczęście i dobrobyt całej rodzinie.
W lecie pojawiają się na niej charakterystyczne owoce (skórzaste torebki), w których wnętrzu znajdują się duże i twarde nasiona. Podczas podmuchów wiatru nasiona wydają charakterystyczny klekot. Od tego dźwięku wywodzi się staropolska nazwa krzewu - „klekoczka”.

Na Śląsku nazywano ją „kokoczem”, w Małopolsce - „kłokoczyną”, „kłokocyną” lub „kokocyną”, a w Beskidzie Niskim „kokoczką” i „kłokociną”.
Od bardzo dawna krzew ten wykorzystywany był do celów użytkowych i obrzędowych.

Z twardego drewna wyrabiano krzyżyki, kije do maselnic, laski i fajki.
Nasiona wykorzystywano do wyrobu różańców, korali i bransolet. Wytłaczano z nich również olej służący do oświetlania izb w chałupach.
Wyrobem tzw. paciorków z nasion kokocyny zajmowali się najczęściej zakonnicy lub zakonnice, a nasiona uzyskiwano z krzewów hodowanych w klasztornych ogrodach.
Już dawno zaniknął zwyczaj wkładania kokocynowych różańców do trumny, by towarzyszyły zmarłemu. Najprawdopodobniej zanikła tez tradycja ich wyrobu.
Gałązki kokocyny wykorzystywano wplatając w wianki święcone w oktawę Bożego Ciała, a także wkładano w bukiety ziół na święto Matki Boskiej Zielnej.

„Ciamarysek” to „tamaryszek” (łac. Tamarix L.) - trudny do pomylenia krzew ozdobny, którego różowe, drobne, ażurowe kwiaty przyciągają wzrok każdego przechodnia.
Choć wygląda na bardzo delikatny, jest odporny na niesprzyjające warunki pogodowe (nie przeszkadzają mu ani mocne wiatry, ani nawet długotrwałe susze).
Nie ma też specjalnych wymagań glebowych, równie dobrze radzi sobie na glebach górskich jak i nadmorskich piaskach, stąd w północnej Polsce najczęściej można go spotkać w przydomowych ogrodach.
Szukając tamaryszkowych ciekawostek natknąłem się na informacje, mówiącą o tym, że kory tamaryszku (podobnie jak kory dębu) używano w bardzo dawnych czasach (zamiast chmielu) przy wyrobie... piwa.

 

MAGICZNA MOC PALM I BAZI.

Traktowanie gałązek wierzbowych i bazi jako jednego z  symboli odradzającego się życia wzięło swój początek jeszcze w  czasach pogańskich.
Gałęzie i wierzbowe witki stały się głównym budulcem wielkanocnych palm, a  bazie jedną z  ich naturalnych ozdób.

We współczesnej nam obrzędowości wielkanocnej nadal spotykamy  wzajemne przenikanie się prasłowiańskich wierzeń pogańskich i elementów liturgii chrześcijańskiej.

Tak jest z palmami święconymi w Niedzielę Palmową, upamiętniającymi wjazd Chrystusa do Jerozolimy, które po poświęceniu służą - w wielu miejscowościach do dnia dzisiejszego - różnym zabiegom magicznym, mającym swój prapoczątek w słowiańskich zabobonach.
W Polsce, na Litwie, Ukrainie, a także w Niemczech rozpowszechniony był zwyczaj uderzania się palmami, zaraz po ich poświęceniu i winszowania sobie wzajem zdrowia oraz bogactwa.

Wierzono, a dowody tej wiary spotyka się po dziś dzień, w szczególną moc poświęconych bazi zdobiących palmy. Wszak był to pradawny symbol odrodzenia życia i przebudzenia przyrody z zimowego snu.
Poświęcone bazie… zjadano, a właściwie połykano - oczywiście nie garściami. Symboliczne ich spożywanie miało chronić przed wszelkimi rzucanymi urokami, chorobami, wzmacniać siły witalne organizmu, dodawać krzepy mężczyznom, a nawet wzmagać płodność kobiet. Najogólniej rzecz ujmując - dawać zdrowie.
Smaganie się przez młodych wierzbowymi witkami pokrytymi baziami także miało mieć wpływ na zachowanie przez cały rok zdrowia, urody i siły.

Do niedawna, tuż po powrocie do domu ze święcenia palm, dość powszechnie spotykany był obyczaj wykonywania w obejściu różnych magicznych zabiegów przy użyciu poświęconej palmy.
Gospodarz trzykrotnie uderzał nią we wszystkie węgła domu i zabudowań gospodarczych, co miało chronić przed biedą.
Poświęconą palmę zatykano za święty obraz. Miała tam czuwać nad bezpieczeństwem domowników aż do następnej  Wielkanocy, chronić gospodarstwo od piorunów, gradobicia, ognia, innych nagłych zjawisk związanymi z kaprysami natury oraz wszelakich chorób.
Często podczas letnich burz stawiano ją w pobliżu komina, by zagradzała drogę błyskawicom.

Duże palmy rozbierano na boisku, w stodole, robiąc z nich krzyże i krzyżyki.
Krzyżyki także miały chronić przed wszelkimi nieszczęściami, dlatego przybijano je nad drzwiami wszystkich budynków w obejściu. Często nie usuwano ich znad drzwi i tak powstawały szczególne „galerie” wielkanocnych krzyżyków.
Praktykowano też zwyczaj wtykania krzyżyka w pierwszą bruzdę zaoraną podczas wiosennej orki, co miało zapewnić urodzaj i szczęśliwy zbiór plonów.
Większe krzyże, w Wielki Piątek przed świtem,  gospodarze wbijali na „stajaniach”, czyli na granicach upraw. Wierzono bowiem, że tego dnia o wschodzie słońca chodzą po miedzach czarownice i zbierają rosę na „ściąganie mleka”.  Krzyże te nie tylko miały odstraszać wiedźmy, ale także chronić pola przed wszelkimi nieszczęściami i pilnować dostatnich zbiorów.
Poświęconą palmą gładzono („błogosławiono”) po karkach krowy i inne bydło wypędzane po raz pierwszy na wiosenny wypas. Ta praktyka miała zapewniać obfitość mleka, runa i zdrowie inwentarza.
Wierzono także, że gałązka z palmy włożona do ula chroni pszczoły, pozwala im na zdrowe rozmnażanie i zapewnia obfite zbiory miodu.

Z czasem bezpośrednio poprzedzającym Wielkanoc wiążą się także dwa starodawne rolnicze nakazy. Pierwszy zabraniał siania jarych zbóż w dniach bezpośrednio poprzedzających Wielkanoc (począwszy od środy). Twierdzono, że zboże siane w tych dniach w czasie tzw. zamknięcia dzwonów, trwającego od Wielkiego Czwartku do Wielkiej Soboty,  nie chce się „wysypywać”, drugi zalecał sadzenie w tych dniach tylko ziemniaków.

Powszechną praktyką, w ostatnich dniach Wielkiego Postu było zachowanie wstrzemięźliwości także od wszelkich prac polowych i wykonywanie w obejściu tylko niezbędnych czynności.

do_gory